Recenzja serialu

The Curse (2023)
Nathan Fielder
David Zellner
Emma Stone
Nathan Fielder

Telewizja kłamie

Jeśli męczy Was bezbarwna, generyczna telewizja, której pełno na platformach streamingowych, sięgnijcie po "The Curse". Serial Nathana Fieldera i Benny’ego Safdiego wypływa z autorskiej
Jeśli męczy Was bezbarwna, generyczna telewizja, której pełno na platformach streamingowych, sięgnijcie po "The Curse". Serial Nathana Fieldera i Benny’ego Safdiego wypływa z autorskiej wrażliwości. Z chęci burzenia reguł, a nie z konieczności zaistnienia, zarobienia lub ugruntowania bezpiecznej pozycji. 

Kiedy twórca "Próby generalnej" i współreżyser "Nieoszlifowanych diamentów" łączą siły, teoretycznie nie może być inaczej. Machina telewizyjna zmieliła już jednak niejeden wielki talent i rozjechała masę ryzykownych projektów. Przymus wysokiej oglądalności i walki o przebodźcowanego widza nigdy nie był zresztą silniejszy. A jednak pojawiają takie osobliwe zjawiska jak "The Curse". Misternie dopracowane od strony formalnej i zrywające z przezroczystym stylem. Wchodzące na poziom meta i komentujące samą naturę oraz ograniczenia medium. Demaskujące współczesne podziały, konflikty i patologie, których nie da się wymazać optymistycznym, hollywoodzkim scenariuszem. Wyśmiewające ludzką hipokryzję i wybujałą ambicję, ale nie podmieniające portretu psychologicznego na karykaturę. Fielder i Safdie doskonale wiedzą, jak wykorzystać serialową formułę i uczynić ją na powrót nieoczywistą, świeżą, prowokującą. 



"The Curse" przenosi nas do miasteczka Española w Nowym Meksyku, gdzie Whitney (Emma Stone) i Asher (Nathan Fielder) budują domy pasywne – przyjazne środowisku, oszczędzające energie budynki. Siegelowie troszczą się nie tylko o kwestie ekologiczne, ale i o dobro lokalnej społeczności, prawa i kulturę rdzennych mieszkańców czy sytuację ubogich migrantów. Małżonkowie chcą udokumentować i wypromować swoje szlachetne działania tworząc program dla stacji HGTV. W realizacji tego celu pomaga im producent Dougie (Benny Safdie), stary znajomy Ashera. Kolejne odcinki mają rozjaśniać ideę ekologicznych domów, pokazywać ich przyszłych rezydentów, ocieplać wizerunek miejscowości, a nade wszystko podkreślać zaangażowanie i pasję Siegelów. Słowem, show o zmienianiu świata i zmieniających go idealistach. Brzmi zbyt pięknie? "The Curse" przygląda się temu błyszczącemu obrazkowi i ściąga z niego grube warstwy brokatu. Pod spodem znajdziemy tonę złych emocji, niezręczności, wstydliwych sekretów, międzyludzkich napięć i newralgicznych pytań o kondycję współczesnej Ameryki.  

O wyjątkowości serialu przesądza osobny styl wizualny i świadomie dziwaczna, ambientowa muzyka. Pozornie banalne sceny podglądamy tu jakby z ukrycia lub dystansu. Kamera obserwuje bohaterów przyczajona w sąsiednim pokoju, umiejscowiona za szybą, zasłoną czy innym przedmiotem. Rzadko widzimy twarze postaci na zbliżeniach, lecz dźwięki rozmów i tak wychodzą na pierwszy plan. Twórcy dają nam odczuć pewien dyskomfort i narzucają nienaturalną perspektywę. Wrażenie dopełniają kompozycje Johna Medeskiego – czasem wywołujące niepokój, innym razem puentujące absurd i żenujący charakter ekranowych zdarzeń. Forma idealnie pasuje do głównych bohaterów oraz delikatnie wykrzywionej rzeczywistości. Whitney i Asher mogą wydawać się otwarci, szczerzy i altruistyczni, niektóre z ich intencji są nawet szczytne, ale sprzedawana na potrzeby programu wizja rozmija się z prawdą. Nie całkowicie, bo małżonkom faktycznie zależy na projekcie życia a wiara w głoszone hasła bywa u nich komicznie naiwna. Myślenie o lokalnej wspólnocie, jej różnorodności i problemach zostaje jednak zdominowane przez osobiste potrzeby i egoistyczne motywacje.
 

Whitney chodzi z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Nazywa wszystko "pięknym" i "wspaniałym", lecz tak naprawdę pragnie się usamodzielnić, wybić i uwolnić od fatalnej reputacji rodziców. Asher nieudolnie żartuje i zgrywa sympatycznego, luźnego gościa, choć cierpi na masę kompleksów. Usiłuje dorównać swojej partnerce i stać się dla niej prawdziwą podporą. Podobnie Dougie, któremu nie zależy może na większej sprawie, ale na wyprostowaniu swojej biografii i kariery po tragicznym wypadku. Bohaterowie nie zdają sobie sprawy, jak mali, irytujący i niedojrzali są na co dzień, robiąc często wątpliwe moralnie rzeczy, by osiągać wymarzone cele. Twórcy przykładają im do twarzy lustro i obnażają wszystkie niedoskonałości, skazy, błędy. Jednocześnie każą się nam zastanowić, czy nie przypominamy czasem Siegelów. Kto nie dba dziś o autopromocję eliminując z przestrzeni publicznej niewygodne fakty? Kto nie wykazuje się choć odrobiną ignorancji w sprawach poprawności politycznej, równości i mniejszości? Kto nie żyje w komfortowej bańce oddzielającej go od systemowej niesprawiedliwości?   

Nad działaniami i relacjami bohaterów wisi tytułowa klątwa, która dosłownie odnosi się do uroku rzuconego na Ashera. W planie metaforycznym oznacza natomiast silne przekonania, które narzucamy sobie sami lub które zostają nam wmówione. Determinują one nasze życie, stają się odpowiedzią na piętrzące się trudności i konflikty, uniemożliwiają racjonalną ocenę sytuacji. Asher wierzy, że został przeklęty i właśnie dlatego sypie się jego związek z Whitney. Z tego powodu słabnie pewność siebie, a wynajem eko-domów i metamorfoza miasteczka nie idą zgodnie z planem. Whitney jest przekonana, że może odciąć się od rodziców, zmienić z mężem okolice  Españoli i przebić się dalej. Status telewizyjnej gwiazdy i ogólnonarodowego przykładu to w jej głowie realna perspektywa. Małżonkowie przypominają momentami zaprogramowane istoty niezdolne do żadnej autorefleksji i samokrytyki. Łatwo poddają się jakimś ideom i ślepo za nimi podążają, a przecież sami próbują zaszczepić własne pomysły i mentalność w najbliższej okolicy. "The Curse" brutalnie wytyka paradoksy ich osobowości, dwuznaczność postaw i toksyczność relacji. Głęboko wdrukowane przekonania prowadzą w końcu Whitney do wniosku, że mąż ją ogranicza i ściąga w dół, a Asha do przyznania, że jest problemem i musi się całkowicie podporządkować żonie. Wyraźna hierarchia i dominacja wypierają tu zdrowe partnerstwo i zdolność dialogu. 


"The Curse" nie poprzestaje na zabawie formą, psychologicznych analizach i inteligentnym szyderstwie. Dorzuca też wnikliwe komentarze społeczne i autotematyczne. Serial traktuje o współczesnej Ameryce, w której nadal pierwsze skrzypce grają biali uprzywilejowani przedstawiciele klasy średniej, a liczne mniejszości muszą walczyć o swoje prawa i przywileje. Ilość ścierających się interesów i perspektyw uniemożliwia zbudowanie prawdziwej, egalitarnej wspólnoty. Siegelowie niby bratają się z rdzenną ludnością, Latynosami i imigrantami, ale nie zmagają się z kryzysem tożsamości i poczuciem krzywdy, bezrobociem i przestępczością ani bezdomnością i bezlitosnym prawem. Whitney dziedziczy ziemię i spory kapitał po rodzicach, podczas gdy lokalną społeczność rozrywają podziały klasowe, ekonomiczne i rasowe. Tylko bohaterowie mogą uczynić ze swojego życia atrakcyjny materiał telewizyjny, bo reszta niespokojnie czeka na spełnienie choćby cząstki amerykańskiego snu. 

Serial Fieldera i Safdiego okazuje się wreszcie ostrą i bezwzględną diagnozą medium, które miało uczciwie pokazywać rzeczywistość, a tylko ją fabrykuje, ubarwia i wygładza na potrzeby twórców. Telewizja, której satyrycznym symbolem jest Dougie, nie chce służyć społeczeństwu i nieść szlachetnej misji. Woli kreować dyskusyjnych bohaterów i oferować podrasowany spektakl. W programie Whitney i Ashera nie ma prawdziwej Españoli i Ameryki, nie ma nawet prawdziwych ludzi. Wszystko wygląda porcelanowo, sztucznie i bezdusznie. Finałowy odcinek "The Curse" – triumf groteski i absurdalnego humoru – sugeruje niewyobrażalną karę za manipulacje i przewinienia Siegelów, ale trudniej uwierzyć, że ktoś osądzi telewizję za jej codzienne grzechy. Jedyna nadzieja w takich autorach jak Fielder i Safdie, którzy rozumieją dwuznaczną naturę medium i potrafią je skrupulatnie rozliczyć. Za pieniądze wielkich stacji i studiów, ku uciesze widowni zmęczonej ustawionymi programami i odrealnionym przekazem. 
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones